Wylewna sympatia w stosunku do Renault zwykle zaskakuje. Francuski koncern miewał swoje dobre momenty na przestrzeni ostatnich dziesięcioleci, ale jego znakiem rozpoznawalnym stały się problemy z elektroniką, średnie silniki i rysujące się plastiki typu piano black. Jeszcze w 2021 testowałem Espace, które szczerze znienawidziłem. Skojarzenia budowane od wczesnych lat 90 trudno zastąpić nowymi. Uważam jednak, że pora zacząć się przyzwyczajać do nowego, niemal bezbłędnego Renault. Jakieś 2 lata temu dostałem do przetestowania nowe Clio, które jakościowo wydawało być się być samochodem z segmentu C, a od strony napędu i niezawodności elektroniki, nawiązywało do najlepszych japońskich marek. Chwilę później w moje ręce trafiła Arkana, a więc pierwszy samochód który byłem gotów kupić pomimo zdecydowanie zbyt niskiej mocy jednostki napędowej. Ponownie zaskoczyła mnie bardzo komfortowo pracująca hybryda i wyjątkowo dobre materiały. Sądzę, że całość jest efektem historycznego (od ’99 roku), ale coraz lepiej funkcjonującego – szczególnie w zakresie napędów, mariażu Renault z Nisanem.
Znając dzisiejszy obraz rynku, produkcja dobrej klasy aut z segmentów B i C to naprawdę ogromne wyzwanie. Większość marek uwstecznia się na tym polu, a Renault zachęcone sukcesami prze na przód. Arkana to SUV z segmentu C, zaskakuje mnie jednak nieco, że Austral jest… również SUV z segmentu C. Pomimo tego, to zdecydowanie różniące się od siebie samochody. Arkana wydaje się być (jakkolwiek boomersko to brzmi), samochodem bardziej młodzieżowym. To taki SUV coupe w atrakcyjnych wersjach kolorystycznych i sportowym zacięciu (czego nie odzwierciedlają niestety napędy). Austral to natomiast auto wygodniejsze, bardziej konserwatywne, ale też posiadające solidniejszy pakiet wyposażenia opcjonalnego. Byłem mocno zaskoczony kiedy dowiedziałem się, że Arkana jest samochodem nieco większym z tego duetu. Od strony użytkowej zupełnie tego nie widać.
Austral E-Tech
Jak wspominałem, miałem ochotę kupić Arkanę, ale zabrakło mi w niej wystarczająco mocnej hybrydy. Austral zaczyna przygodę rynkową zdecydowanie lepiej. Wprawdzie 3-cylindrowy silnik o pojemności 1,2 litra brzmi mało zachęcająco, jednak podejście hybrydowe pozwoliło uzyskać 200 KM, które z nawiązką wystarczają do sprawnego przemieszczania się kompaktowym SUV.
Dość nieszablonowy jest sposób działania napędu. Większość czasu jeździmy bowiem na silniku elektrycznym. Zasila go akumulator o pojemności 1,7 kWh, który prąd pozyskuje z pracy dodatkowego silnika spalinowego, pełniącego w tym aucie również rolę rozrusznika. Silnik spalinowy ze swoją olbrzymią turbiną dołącza do pracy wyłącznie w momentach, w których jego udział jest absolutnie niezbędny dla utrzymania dynamiki i prędkości.
Całość sprzęga przekładnia automatyczna, której praca jest niezauważalna – zupełnie jak w autach całkowicie elektrycznych. Jest to konstrukcja kołowa o nazwie multi-mode, która ma 14 przełożeń łączących przełożenia dla silnika elektrycznego i spalinowego. Przypuszczam, że uzyskanie płynności pomimo złożoności było możliwe wyłącznie dlatego, że silnik spalinowy zaprzęgany jest do pracy przy stosunkowo wysokich prędkościach. Jednocześnie jest to praca niezbyt przyjemna dla ucha. Osobiście przypomina mi działanie irytującego napędu z Nissana Xtrail e-power, a biorąc pod uwagę bliską współpracę koncernów, podejrzewam, że nie są to skojarzenia przypadkowe.
Skomplikowany system hybrydowy sprawia, że dość ciężki i całkiem duży Austral spala około 5 litrów benzyny w mieście i na drogach podmiejskich. Nie służy mu natomiast autostrada, na której potrafi dobić do 8 litrów. Jednocześnie nie jest to najgorszy wynik małolitrażowej hybrydy jaki widziałem i sam byłbym gotów na takie poświęcenie. Pamiętajmy również, że jest to auto z łączną mocą na poziomie 200 KM, chociaż przez wzgląd na specyfikę, największa dawka tej mocy jest dostarczana podczas jazdy miejskiej i podmiejskiej. Oznacza to, że Austral rusza z pod świateł jak rakieta, ale już pierwszą setkę zamyka w okolicach 8,4 s (dobry wynik, ale z 200 KM można spodziewać się nawet lepszego). Przyspieszanie przy 130 km/h jest już zupełnie przeciętne.
Pozostaje ostatnia kwestia czyli cena. Testowany przeze mnie Austral cennikowo startuje od 172 000 zł, podczas gdy średnia cena w salonach to raczej 200 000 zł. Tymczasem wersję z miękką hybrydą spokojnie dostaniemy za około 125 000 zł. Topowa Arkana jest dostępna od 130 000 zł, podczas gdy najlepiej wyposażone modele dostaniemy za niecałe 150 000 zł. Moim zdaniem różnica cen jest zbyt wysoka i osobiście wybierałbym między Australem w miękkiej hybrydzie, a Arkaną – rozważając czy bardziej zależy mi na napędzie, czy na wyposażeniu.