O czym mowa?

 

Android dzięki swojej otwartości i bardzo łatwej implementacji szybko zadomowił się w smartfonach oraz tabletach, a od niedawna rozpoczął inwazję na inne segmenty rynku.

Marka Measy, której niedrogi dongle A2W mieliśmy okazję recenzować już jakiś czas temu, postanowiła zaprezentować odtwarzacz multimediów oparty na Androidzie i skierowany do nieco bardziej wymagających użytkowników. Postanowiliśmy sprawdzić jak B4A sprawdzi się w konfrontacji z wysokiej jakości filmami.

 

Wygląd i budowa

 

Urządzenie dostajemy w niewielkim białym kartoniku, opatrzonym jedynie zdjęciem produktu i logiem firmy. Wszędzie jednak eksponowane są symbole 4K oraz Ultra HD. Tył opakowania zawiera dokładną specyfikację techniczną sprzętu. Wraz z urządzeniem zapakowano jedynie zasilacz oraz instrukcję obsługi. Ponadto do samego odtwarzacza firma Measy dostarczyła osobny pilot bezprzewodowy RC11, pełniący rolę klawiatury oraz air-mouse. Wrażenia płynące z całości – prosto, stylowo i na temat.

Czarna błyszcząca obudowa odtwarzacza ma kształt dysku, na którego środku umieszczono znaczek 4K. Na podstawie ulokowano antypoślizgowy pierścień z pianki, wewnątrz którego znajdują się otwory wentylacyjne. Wyjścia są umieszczone na tylnej części obudowy w dużych odstępach.

Design jest naprawdę ciekawy – estetyczna prostota, bez zbędnych wodotrysków. Wykonanie jest już niestety nieco słabsze. Na obudowie zostają odciski palców, natomiast sam plastik jest niskiej jakości, efektem czego trzeszczy i ugina się. Poza tym umiejscowienie wyjść na półkolu jest chybionym pomysłem. Jeżeli zaczniemy podłączać kolejno kable, będą one przypominały promienie słoneczne. Zajmuje to bardzo dużo miejsca i wygląda bardzo nieestetycznie.

Pilot wykonany jest z lepszej jakości materiałów niż sam odtwarzacz. Jest matowy i nic w nim nie trzeszczy, ale z kolei gumowe przyciski wyglądają i działają jak by był projektowane przed strajkami w stoczni. Spełnia on jednocześnie funkcję klawiatury i myszki, co może być dobrym rozwiązaniem w przypadku tego typu odtwarzaczy.

 

Instalacja i specyfikacja

 

Jeżeli chodzi o wnętrze odtwarzacza, mamy do dyspozycji 4-rdzeniowy procesor,oparty na rdzeniach A9 taktowany zegarem 2 GHz oraz układ Mali-450MP, producent nie podaje jednak czy jest to wersja MP4 czy MP8. Całość została wsparta przez 2 GB ramu DDR3 oraz 8 GB pamięci flash, kontrolę nad odtwarzaczem sprawuje Android 4.4 KitKat. Do komunikacji służy moduł Wi-Fi, Bluetooth, Port Enthernet, 2 porty USB oraz czytnik kart pamięci i gniazdo micro-USB.

Parametry na papierze wyglądają ładnie, ale czemu użyto przestarzałych i prądożernych rdzeni A9 zamiast nowszych, szybszych i oszczędniejszych A15? Dodatkowo 8GB pamięci wbudowanej jest mało śmiesznym żartem ze strony producenta, zwłaszcza iż nie mamy do dyspozycji szybkich portów USB 3.0 Ciężko będzie tam wrzucić jeden film Full-HD. Dodatkowo pasywne chłodzenie z otworami zasłoniętymi pianką sprawiają, że całość dość mocno się grzeje.

 

Użytkowanie

 

Strona użytkowa testowanego Measy jest bardzo specyficzna. Teoretycznie jest to odtwarzacz do filmów, którego założeniem jest leżeć w salonie przy telewizorze, a mimo to do obsługi wymaga minimum myszki, a aby było komfortowo – również klawiatury. Praktyczność i estetyka tego rozwiązania jest mocno wątpliwa. Kolejnym problemem są 2 porty USB, w powyższym przypadku nie mamy jak podłączyć ani pendrive ani dysku zewnętrznego, który w mojej ocenie jest niezbędny do użytkowania urządzenia (filmy w FullHD małe nie są).

Jednak urządzenie może jeszcze komunikować się ze światem za pośrednictwem Wi-Fi, jednak i tu projektanci dali plamę. Zasięg jest bardzo słaby. W testowym pomieszczeniu (2 poziomy niżej niż router) w ogóle nie łapał zasięgu (smartfony łączą się bez problemów), efektem czego urządzenie wymagało przeniesienia o jedną kondygnację bliżej routera.

Menu jest połączeniem tęczy i kafelków (modern UI) Microsoftu. Wg. mnie nie pasuje to do estetyki samego urządzenia, która od początku jest bardzo stonowana , a projektanci chyba w ogóle nie konsultowali pomysłów na design urządzenia. Ponadto interfejs ten świetnie sprawuje się w telefonach z niewielkim ekranem dotykowym, podczas gdy measy będzie podłączany na ogół do telewizora, który dotykowy nie jest i ma przekątną w okolicach 40”. Zdecydowanie bardziej przypadł nam do gustu klasyczny launcher.

Co do samego odtwarzania multimediów, B4A ma preinstalowany program XBMC, który jest esencją tego urządzenia. Poruszanie się po nim, nawet przy użyciu myszki jest bezproblemowe, aplikacja jest bardzo dobrze przemyślana, jej interfejs czytelny i intuicyjny oraz działa bez zarzutu. Jednak w tym miejscu znów przypomni się procesor, mocny jedynie na papierze.

Urządzenie już na filmie Hobbit w FullHD 3D (48FPS) miewa chwilowe problemy z płynnością obrazu, natomiast z nieskompresowanym 4K nie chciało współpracować. Procesory ARM są obecnie zbyt wolne by poradzić sobie z taką ilością danych. Materiały w rozdzielczości 4K skompresowane do jakości dedykowanej smartfonom, odtwarzają się bez większych problemów, ale na nieskompresowany obraz nie ma co liczyć.

Jako że nasze testy obejmowały ponadto kontroler RC11, jemu również poświęcimy nieco uwagi. Jako mysz, urządzenie jest bardzo nieprecyzyjne. Ponadto rozpoczęcie pisanie tekstu wymaga obrócenia całości o 90 stopni, co sprawia, że wskaźnik ucieka w róg ekranu. W testowanym egzemplarzu nie działał przycisk shift, dlatego większa część testów B4A była prowadzona z użyciem tradycyjnej myszki i klawiatury.

 

Podsumowanie

 

Co można w skrócie powiedzieć o Measy B4A? Jest to odtwarzacz, który mimo niezłego pomysłu i przyzwoitych podzespołów, został skarany przez kilka błędów projektantów i zbyt wysokie ambicje producenta. Owszem tego typu urządzenia mają naprawdę spory potencjał, XMBC jest genialnym programem do zarządzania multimediami, który pokazuje, że nawet androida można przyjemnie użytkować bez ekranu dotykowego. Jednak wszędzie poza środowiskiem XMBC czar pryska, niedoróbek jest po prostu zbyt wiele.

Czarę goryczy przelewa to iż Measy promuje B4A jako odtwarzacz 4K Ultra HD, z którym to odtwarzacz poradzić sobie po prostu nie może. Urządzenie wypadłoby zdecydowanie lepiej, gdyby Measy zrezygnowałoby z niepotrzebnych zapewnień co do możliwości zestawu.

Za udostępnienie urządzenia do testów dziękujemy marce Measy.