O czym mowa?

Pierwszy testowany przez nas zegarek sportowy, to niedostępny już Nike +, produkcji TomTom. Urządzenie sprawdzało się wyśmienicie, zgarniając serię wyróżnień zarówno od redakcji jak i czytelników. Nawet dzisiaj, podczas codziennych treningów, korzystamy z leciwego już zegarka (co możecie łatwo zauważyć na redakcyjnym instagramie). Kiedy dowiedzieliśmy się, że rodzimy producent postanowił zaprezentować podobny sprzęt, wykonany w tej samej technologii – musieliśmy ściągnąć go do redakcji.

Sprawdziliśmy czy inkWATCH TRIA, może równać się ze starym, ale wciąż rewelacyjnym produktem TomTom.

 

Wygląd i budowa

Początek jest całkiem obiecujący. Sprzęt otrzymujemy bowiem w opakowaniu z twardego, przeźroczystego plastiku. Wyeksponowanie zegarka to dobry pomysł, ponieważ prezentuje się on naprawdę zachęcająco. Dołączony zestaw jest stosunkowo skromny – obejmuje ładowarkę ze złączem USB oraz zestaw instrukcji.

Stosunkowo gruba koperta, została wykonana z matowego plastiku. Pośród czterech czarnych przycisków, wyróżnia się jednej – jaskrawo żółty. Nic dziwnego, że na każdym kroku nasuwają się porównania do zegarka TomTom. Okrągła tarcza kryje kwadratowy wyświetlacz. Mimo, że jest on niemalże identyczny jak w Nike+ (ta sama wielkość i kształt cyfr), stylistyka całości jest zdecydowanie inna. Chroniące tarczę szkło mineralne, robi wrażenie bardzo solidnego.

Pasek z matowego tworzywa nie budzi najmniejszych zastrzeżeń. Jest wystarczająco długi i ma naprawdę dużo otworów, które nie tylko pozwalają na optymalne dobranie rozmiaru ale również sprawiają, że skóra może oddychać. Połyskliwe zapięcie jest solidne i dobrze zaprojektowane. Całość jest dość lekka i waży niewiele ponad 57 gram.

 

Ustawienia i funkcje

Pierwsze uruchomienie zegarka jest proste i przyjemne. Wystarczy naładować urządzenie za pomocą ładowarki z zestawu (posiada dość specyficzne złącze dla kabla USB), a następnie przejść krótką konfigurację. Podczas pierwszych kroków wybieramy język (jest oczywiście polski), definiujemy naszą płeć i wagę oraz ustawiamy czas (manualnie bądź za pomocą satelity).

Zagłębiając się bardziej w ustawienia, możemy również zdefiniować czas podświetlania, alerty czy stosowane przez nas jednostki. Możemy również aktywować blokadę przycisków, która ostatecznie okaże się dość przydatna. Jeśli lubimy robić wszystko odwrotnie, możemy również obrócić ekran o 180 stopni.

Niestety w inkWATCH zabrakło pulsometru i czujnika kadencji. Szczególnie brak tego pierwszego jest dotkliwy (podobnie jak w Nike+). Wyposażeni w odpowiedni akcesoria pomiarowe, możemy połączyć je z zegarkiem za pośrednictwem łączności Bluetooth. Pośród wbudowanych sensorów znajdziemy kompas cyfrowy, krokomierz, poziomowanie i geolokacje.

Kolejne pozycje w menu to już elementy związane z samym treningiem. Do wyboru mamy jeden z 5 trybów pracy – trening, jogging, pływanie, bieganie i kolarstwo. Nie zabrakło również historii naszych treningów oraz zestawienia rekordów osobistych.

 

Trening

Część związana z faktycznym treningiem, okazuje się największą bolączką urządzenia. Decydując się wybór klasycznego, outdoorowego treningu, musimy poczekać na połączenie z satelitami. Przyznam szczerze, że pierwszy bieg odbyłem bez połączenia, będąc pewnym że zostało ono już nawiązane. Wszystko za sprawą niezwykle długiego czasu nawiązywania połączenia. Skontaktowaliśmy się nawet z agencją PR, w celu wyjaśnienia sprawy. Wyjaśniono nam, że w przeciwieństwie do większości urządzeń na rynku, inkWatch nie pobiera lokalizacji satelit z Internetu. Otrzymaliśmy również pakiet z aktualizacją oraz informację, że podczas startów z tego samego miejsca, czas łączenia zdecydowanie się skraca.

Postanowiliśmy przeprowadzić eksperyment, resetując wszystkie dane w naszym starym Nike+ (aby nie posiadał danych o lokalizacji satelit). Czas łączenia wydłużył się z minuty do nieco ponad 8 minut. Tymczasem inkWatch na połączenie potrzebował 20 minut! Jest to czas, w którym można się rozgrzać i wychłodzić na nowo. Problematyczne może być również korzystanie z zegarka podczas biegów masowych – nie aktywując go z 20 minutowym wyprzedzeniem możemy nie zdążyć uruchomić go w chwili startu.

Problemy z łączeniem mogą być nadrabiane przez czujnik dedykowany do biegów na hali. Na podstawie ruchów rąk, zegarek jest w stanie w przybliżony sposób odkreślić pokonywaną odległość. Nasz egzemplarz pokazywał o 1 km więcej, na każde 5 km. Oczywiście dla każdego biegacza, błąd będzie nieco inny, w zależności od techniki biegu.

Zabrakło również dedykowanego portalu bądź aplikacji, do śledzenia swoich postępów. Wyniki możemy natomiast wgrywać do większości popularnych serwisów – chociażby endomondo. Nie jest to rozwiązanie tak komfortowe jak w przypadku Nike+, jednak można to zrzucić na zdecydowanie mniejszą społeczność.

Podczas biegania, zwróciliśmy również uwagę na umiejscowienie przycisków. Kiedy zegarek założony jest na lewą rękę, przycisk zatrzymujący pomiar jest bardzo blisko dłoni. Wystarczy wykonać jeden ruch, aby przez przypadek aby wyłączyć trening.

 

 

Podsumowanie

inkWATCH TRIA to zegarek sportowy z dużym potencjałem. Uwagę zwraca wzorowa jakość wykonania i odpowiednio dobrane materiały. Nieźle prezentuje się również obsługa menu, mnogość funkcji, czy wyświetlacz o dużym kontraście i niskim zużyciu energii. Niestety urządzenie cierpi również przez kilkanaście wad wieku dziecięcego. Wszystkie problemy wydają się proste do wyeliminowania. Przykładowo ogromnym atutem, byłaby synchronizacja położenia satelit, wykonywana chociażby za pośrednictwem komputera. Dodatkowym atutem mógłby być dedykowany portal społecznościowy producenta.

Kilka słów o inkWatch TRIA powiedzieliśmy również w naszym zestawieniu wideo:

Za udostępnienie sprzętu do testów dziękujemy firmie:

Wszystkie zdjęcia, zostały wykonane aparatem Olympus E-M1. Dziękujemy firmie:

 

Jestem wydawcą i redaktorem naczelnym think-about.pl. Moją specjalizacją są opracowania związane z przydomowym garażem i warsztatem. Tematyką zająłem się na poważnie w 2015 roku zakładając z grupą przyjaciół pracownię galanterii drewnianej. Przyjmując rolę producenta elementów oświetleniowych i ozdobnych miałem do czynienia z szerokim wachlarzem narzędzi warsztatowych. Wtedy to też na bazie własnych doświadczeń zacząłem przygotowywać pierwsze rankingi narzędzi i artykuły o poszczególnych markach. Cenię wysokiej klasy produkty i umiem docenić ich zastosowania profesjonalne. Jako ex-profesjonalista i konsument-hobbysta jestem jednak fanem łączenia tanich narzędzi i wysokiej jakości oprzyrządowania. Chętnie sięgam m.in. po produkty z dyskontów. Moja opinia o narzędziach parkside to jedno z najczęściej czytanych opracowań na stronie. Jestem również autorem pierwszych w polsce niezależnych testów grilli gazowych i robotów koszących. Planując kolejne teksty przemycam również moją pasję do motoryzacji. Samochody testuję od 2019, a na think-about.pl publikuję przede wszystkim recenzje i artykuł dotyczące aut użytkowych oraz rodzinnych. Moje doświadczenia dziennikarskie sięgają 2007 roku, kiedy to stworzyłem redakcję technologiczną w domenie 3d-info. Portal z krótkimi przerwami istnieje do dziś. Jako autor zawodowy pracuję od 2010 roku. Większość swojej kariery spędziłem korporacjach medialnych i magazynach drukowanych, współtworząc takie tytuły jak Android Magazine PCFormat, Komputer Świat i PCWorld. Tym ostatnim opiekowałem się najdłużej, bo aż do połowy 2023 roku, pełniąc zaszczytną rolę redaktora naczelnego. Jestem też współtwórcą Think-About. Portal powstał w 2012 roku jako projekt hobbystyczny, aby 10 lat później stać się moim kluczowym zajęciem. Z wykształcenia jestem ekonomistą, ale nigdy nie podjąłem pracy związanej z kierunkiem studiów. Mam przywilej łączenia swoich pasji z wykonywanym zawodem. Chętnie sięgam po literaturę dotyczącą zarządzania i biznesu - szczególnie w ujęciu internetowym. Regularnie poszukuję historii ciekawych przedsięwzięć oraz rozwijam się jako wszechstronny administrator i webmaster. Dobrze znam się na sprzęcie komputerowym i pomimo natłoku obowiązków, pozostaję graczem ubóstwiającym tytuły fabularne. Kiedy odchodzę wreszcie od ekranu staram się jak najwięcej biegać. Motywuję się do regularnego wysiłku wyszukując nieszablonowe biegi masowe, w których chętnie biorę udział.