Płomień czy lampa – oto jest pytanie. Nowoczesna kuchnia wymaga nowoczesnych rozwiązań. A może jednak lepiej pozostać przy tradycji? Jeśli zastanawiasz się, czy w codziennych zadaniach lepiej sprawdzi się tradycyjna kuchenka gazowa, czy może Twój wybór powinien paść na popularną od lat płytę elektryczną, zapoznaj się z tym artykułem, w którym przedstawiam swoją opinię na ten temat.

Gotowanie to z pewnością ogromna przyjemność nie tylko dla mnie. Zawsze powtarzam, że zestaw drewnianych łyżek wystarczy, by zająć mnie na cały dzień. Jednak moje gotowanie rządzi się własnymi prawami. Choć jest to dla mnie niezwykle relaksująca czynność, jeden szczegół wystarczy, bym zebrała swoje ukochane szpatułki i wybrała niewymagający ich użycia posiłek. Jaki to szczegół? Kuchenka gazowa zastąpiona płytą elektryczną.

Kuchenka gazowa do lamusa?

Pamiętam ten moment elektryczno-elektronicznej rewolucji, kiedy to wszystkie dotychczas wystarczające użytkownikom i cenione przez gospodynie sprzęty domowego użytku stały się nagle w powszechnej świadomości passé. Co prawda, jeśli kawy co rano nie przyrządzał dla Ciebie najnowszy niemiecki ekspres, lodówka piskiem nie nawoływała do odcięcia dopływu ciepłego powietrza do jej wnętrza, a na honorowym miejscu w kuchni nie znajdował się legendarny multicooker, to jeszcze nie było tak źle. W końcu nie każdy musi zaopatrywać się w sprzęty, które nie są mu na co dzień potrzebne.

Sprawa jednak zaczęła wyglądać inaczej, gdy na scenie pojawiły się elektryczne płyty grzewcze. Te mające zastąpić tradycyjne kuchenki gazowe urządzenia w ciągu zaledwie chwili stały się wyznacznikiem nie tyle statusu ekonomicznego gospodarza, ile poziomu jego technologicznej świadomości. Innymi słowy, jeśli do gotowania ziemniaków nadal potrzebowałeś zapalniczki lub zapałek, to nie miałeś pojęcia, czym jest postęp i co kryje się pod pojęciem nowoczesnej kuchni.

Gotowanie przez nagrzewanie?

Choć osobiście lubię różnego rodzaju gadżety, a życia bez elektryczności sobie właściwie nie wyobrażam, mój stosunek do płyt kuchennych jest zdecydowanie nieprzychylny. Owszem, obecnie producenci oferują nam eleganckie, wyposażone w rozmaite funkcje, mniejsze i większe urządzenia tego typu. Muszę przyznać, iż potrafią one prezentować się niezwykle efektownie. Nie mniej efektowne jednak potrafią powstawać na nich zabrudzenia.

Nieestetyczne pozostałości jedzenia to jednak niejedyny powód, dla którego na widok nowoczesnej płyty przechodzi mi chęć na gotowanie. Co zatem sprawia, że kuchenka gazowa nadal jest dla mnie lepszym urządzeniem od najbardziej nawet innowacyjnych gastronomicznych rozwiązań?

Kwestia zasilania, czyli opłacania

Jak sama nazwa wskazuje, aby płyta elektryczna mogła nam w kuchni służyć, konieczne jest jej stałe podłączenie do prądu. Łatwo zatem przewidzieć, co dzieje się w chwili wystąpienia jakiejkolwiek przerwy w dostawie zasilania. Płyta elektryczna to i pewnie czajnik elektryczny – herbaty już raczej się nie napijesz.

Oczywiście, w przypadku tradycyjnej kuchenki gazowej również potrzebujemy paliwa, jednak szczerze mówiąc, nie przypominam sobie, kiedy ostatni raz zdarzyło mi się zmierzyć z awarią instalacji gazowej. Nawet gdy z jakiegoś powodu (jak na przykład zapomniany rachunek) zabrakło w domu prądu, zawsze można było wykorzystać okazję i przygotować nie tylko romantyczną, ale i ciepłą kolację przy świecach.

O czym w tym miejscu należałoby jeszcze wspomnieć? Oczywiście o kosztach eksploatacji. Nie jest tajemnicą, że korzystanie z sieci elektrycznej jest w ostatnich latach wyjątkowo kosztowne. Jeśli więc gotujemy często i większe ilości jedzenia, wybór jednego z najdroższych w utrzymaniu urządzeń kuchennych nie będzie raczej opłacalnym rozwiązaniem.

Co chciałabym jednak podkreślić – poziom antypatii, jaką wzbudza we mnie kuchenna płyta elektryczna, jest wprost proporcjonalny do uwielbienia, jakie mam dla innego zasilanego prądem kuchennego sprzętu. Jeśli ktoś z Was miał okazję przygotowywać potrawy w piekarniku gazowym i jego elektrycznym odpowiedniku, ten wie, o czym mówię.

Zaznaczę jednak, iż pieczenie nie jest moim ulubionym zajęciem, więc i piekarnik nieczęsto jest w moim domu uruchamiany. Czy ma to dla niniejszej opowieści jakieś znaczenie ? Owszem. Rzadko eksploatowane urządzenie nie powoduje drastycznego wzrostu moich miesięcznych kosztów utrzymania. Gotowanie z wykorzystaniem prądu? Raczej długo by nie potrwało.

Kwestia czyszczenia, czyli wykipienia

Jako użytkownik kuchenek różnego rodzaju, wiem, że każde urządzenie wymaga odpowiedniego traktowania. Niezależnie od tego, jakimi uczuciami darzymy dane kuchenne sprzęty, odpowiednia o nie troska może wyraźnie przełożyć się na ich żywotność. Zwłaszcza gdy mówimy o akcesorium, jakim jest właśnie płyta elektryczna.

Komu przez całą karierę gastronomiczną nie zdarzyło się mieć do czynienia z kipiącym makaronem czy ryżem, niech pierwszy rzuci komentarz. Nawet najlepszym się zdarza. Czy jest się czym przejmować? Jeśli stoimy na straży kuchenki gazowej i opanowaliśmy sytuację przed wygaszeniem przez wodę płomienia, to możemy troskę o czyszczenie zabrudzonej powierzchni odłożyć na czas po posiłku.

Zupełnie inaczej sprawa przedstawia się w sytuacji, gdy do podobnego wypadku dojdzie podczas użytkowania płyty elektrycznej. W związku z tym, że w najczęściej spotykanych w domach płytach ceramicznych nagrzaniu ulega całe pole grzewcze, natychmiastowe przypalenie wyciekającej z garnka substancji po kontakcie z jej powierzchnią jest rzeczą nieuniknioną. Czym to skutkuje?

Nie dość, że nieestetycznymi zabrudzeniami, które ciężko usunąć bez ryzyka zarysowania płyty, to jeszcze powstała na „palnikach” warstwa skutecznie zakłóca proces gotowania. Przypalone resztki łatwo przywierają do garnka i przenoszą się na kolejne fragmenty płyty. Wyczyścić ich od razu też nie sposób – przyłożenie jakiegokolwiek materiału do rozgrzanej powierzchni kończy się bowiem jeszcze większą kuchenną tragedią.

Kwestia roztopienia, czyli niedopatrzenia

Skoro już o przypalaniu mówimy, nie sposób pominąć tu jednej z największych w mojej opinii wad urządzenia, jakim jest płyta elektryczna. W przeciwieństwie do tradycyjnych palników, których przeoczyć nie można, ich nowoczesne odpowiedniki stanowią integralną część nawierzchni. Z tego powodu, bez dokładniejszego przyjrzenia się wyświetlanym na panelu informacjom, ciężko stwierdzić, czy powierzchnia nie jest przypadkiem rozgrzana.

Oczywiście większość producentów dba o to, by wyodrębnione jako palniki obszary w trakcie aktywności zmieniały kolor, dając jasny sygnał o wzroście temperatury. Często jednak po osiągnięciu określonej mocy grzania, odpowiedzialne za zmianę barwy płyty lampy zostają wyłączone, a użytkownik znów ma przed sobą jednolitą taflę.

Oczywiście, odpowiednie lampki na panelu sterującym wskazują na te palniki, które są lub jeszcze niedawno były aktywne. Nie trzeba jednak nikomu tłumaczyć jak łatwo o przeoczenie małego światełka. W porównaniu z prawdziwym, widzialnym płomieniem kuchenki gazowej takie ostrzeżenie często nie jest dostatecznie wyraźne, co kończyć się może nie tylko przypaleniem, stopieniem jakiegoś kuchennego akcesorium, ale nawet bardzo bolesnym oparzeniem.

Kwestia zużywania, czyli naprawiania

Jak każdy sprzęt, tak i urządzenia AGD podlegają wpływom nieubłaganie mijającego czasu, a częsta eksploatacja prowadzi do ich stopniowego zużycia. O wiele jednak łatwiej poradzić sobie z odpadającym pokrętłem tradycyjnej kuchenki niż z awarią elektroniki w najnowszych modelach płyt elektrycznych.

Problem przerw w dostawie prądu poruszyłam już wcześniej i muszę przyznać, że jeszcze na taki nieszczęśliwy wypadek losowy byłabym w stanie przymknąć oko. Zawsze można potraktować taką sytuację jako swoistego rodzaju przygodę (nie pytajcie, szukam pozytywów). W końcu prąd nie znika na stałe, a przy odrobinie szczęścia awaria szybko zostanie wyeliminowana. Jednak co w przypadku, w którym to nie przerwa w dostawie prądu jest problemem, a winną za brak dostępu do ciepłego posiłku staje się wyniesiona na wyżyny elektronika?

Doskonale wiemy, z czym podobne uszkodzenia się wiążą. To nie tylko zaburzenie codziennej rutyny, ale też czas konieczny na uzyskanie pomocy specjalistów i konieczność poniesienia kosztów naprawy. Do najczęstszych awarii w przypadku płyt grzewczych zaliczyć można uszkodzenia modułu mocy. Za jego naprawę zapłacimy nawet 500 złotych. Innym problemem, z którym można spotkać się równie często, jest pęknięta szyba płyty. Jak ją naprawić? Odpowiedź jest prosta. Wymienić.

Patrząc jednak na ceny nowych urządzeń i kwoty, w jakich dostępne są dla nich części zamienne, można zacząć się zastanawiać, czy wymiana zepsutego elementu jest rzeczywiście najlepszym rozwiązaniem. Dla przykładu płyta indukcyjna marki Electrolux model EIV9467 jest obecnie dostępny w cenie 5999 złotych. Płyta, która zastąpimy uszkodzony element, kosztuje blisko 1400 złotych. Czy to się opłaca? Moim zdaniem nie bardzo, zwłaszcza gdy myślę o tym, że podobny problem może się w przyszłości powtórzyć.

Kwestia użytkowania, czyli gotowania

Na sam koniec przejdźmy do kwestii z mojego punktu widzenia najistotniejszej, a więc do samego gotowania. Nie wiem, jakie odczucia ma większość użytkowników płyt elektrycznych, jednak na podstawie własnego doświadczenia i opinii znajomych mogę przedstawić jeden wniosek – płyta elektryczna gotuje gorzej niż tradycyjna kuchenka gazowa.

Nie wiem, być może to kwestia przyzwyczajenia, wprawy czy też samych umiejętności, ale na płycie ceramicznej woda na makaron nigdy wystarczająco nie bombluje, olej nagrzewa się zbyt długo, a mielone nie smażą się w środku. O problemie ustawienia odpowiedniego poziomu grzania do gotowania na wolnym ogniu nawet już nie będę opowiadać. I jakby tego było mało, do tych już uprzykrzających życie kuchenne problemów dochodzą kolejne.

Czy próbowaliście kiedyś uruchomić płytę, mając wilgotne dłonie? Oczywiście wiem, że do tego sprzętu należy podchodzić z suchymi rękoma. Jednak gotowanie wymaga sporej aktywności, zwłaszcza w przypadku takich osób, jak ja – lubiących na bieżąco sprzątać po sobie. Ileż to razy zdarzyło mi się, że po umyciu deski do krojenia chciałam zmienić stopień grzania pod patelnią.

Nawet gdy podchodziłam do tego już po osuszeniu rąk, nie zawsze kończyło się to sukcesem, a najczęściej skutkowało to całkowitym wyłączeniem niezwykle czułej płyty. Oczekiwanie na moment, w którym urządzenie dojdzie do wniosku, iż jego przyciski są gotowe znów współpracować (oczywiście, jeśli ręce też masz już w godnym do przeprowadzenia tego aktu stanie) potrafi doprowadzić do białej gorączki.

Nie można też zapominać o tym, że gotowanie na płycie elektrycznej często wymaga specjalnie do tego celu przystosowanych naczyń. Powinny one pokrywać się z polem grzewczym płyty, żeby umożliwić równomierne ogrzanie garnka, co ma zapobiegać utracie wytwarzanej przez urządzenie energii. Nie mniej ważny jest kształt naczynia i materiał jego wykonania.

Kuchenka gazowa zostaje!

Nie wiem, czy jakiekolwiek słowa są tu jeszcze potrzebne, jednak w ramach krótkiego podsumowania pozwolę sobie na małe powtórzenie.

Mimo zamiłowania do nowinek technologicznych i skłonności do ułatwiania sobie życia także w kuchni, w kwestii gotowania pozostaję nieugięta. Piekarnik elektryczny? Tak. Jednak do codziennego gotowania, które będzie sprawiało mi przyjemność, zdecydowanie wybieram tradycyjny palnik i grzejący prawdziwym ogniem płomień.

Oczywiście liczę się z tym, że nie każdy czytający się z moją opinią zgodzi. Jeśli zatem płyty kuchenne nadal wzbudzają czyjąś ciekawość, zapraszam do zapoznania się z artykułem, który spogląda na te urządzenia zdecydowanie łaskawszym okiem.

Z redakcją Think-About związałam się pod koniec 2023 roku i od tego momentu nieustannie zgłębiam tajemnice drugiej strony konsumenckiego świata. Każdego dnia tworzę różnego rodzaju treści, które, mam nadzieję, pomagają Czytelnikom w podejmowaniu bardziej świadomych zakupowych decyzji. W ostatnich latach zdobywałam doświadczenie jako copywriter, współpracując z klientami indywidualnymi, agencjami czy firmami IT. Często tworzenie konkretnych artykułów wiązało się z eksploracją tematów dotychczas mi obcych, co jednak nigdy nie było dla mnie przeszkodą. Wręcz przeciwnie. Możliwość nieustannego poszerzania swojej wiedzy to coś, co niezmiennie pociąga mnie w moim zawodzie. Z wykształcenia jestem muzykiem, jednak to zabawa słowem od dziecka dawała mi prawdziwą radość. Chociaż w swoim życiu pracowałam już w różnych branżach, wiem, że pisanie jest tym, co chcę i co mam szczęście robić na co dzień. W trakcie studiów, oprócz tworzenia dla własnej przyjemności, publikowałam teksty na portalu muzycznym Cameral Music oraz w kwartalniku muzycznym Kamerton. Obecnie prowadzę bloga, na którym pozwalam sobie na dzielenie się z innymi własnym zdaniem na różne tematy oraz tworzoną przeze mną miniaturową prozą. Gdy nie piszę - rysuję, czytam książki o hobbitach i pierścieniach, różach bez imion i stuleciach samotności. Słuchając audiobooków, śledzę losy małego belgijskiego detektywa, a czas przed  teleodbiornikiem spędzam obserwując pojedynki na miecze świetlne i podróże w nadprzestrzeni.