Możemy uciec od wielu nieprzyjemnych obowiązków, ale od sprzątania nie bardzo. Czy nowoczesna technologia może skutecznie uprzyjemnić ten proces? W poszukiwaniu ideału, natrafiłam na model Dreame Z20. Wygląda jak z okładki, ale sprawdźmy czy tak samo sprawdzi się w akcji.
Kilka tygodni temu postawiłam sobie za cel wybranie najlepszego odkurzacza bezprzewodowego, a więc czym prędzej ruszyłam z testami flagowych modeli od czołowych producentów. Po recenzji Samsung Bespoke Jet AI i Bosch Unlimited 7 ProHygienic Aqua, nadeszła pora na Dreame Z20. Oceniając zarówno funkcjonalność, jak i stosunek jakości do ceny, model ten wydaje się mieć znaczący potencjał. Jak wypadnie podczas domowych wyzwań? Oszczędzać go nie zamierzam, zwłaszcza że marka obiecuje sporo udogodnień.
Dreame Z20 – wyposażenie
Gdy spoglądam na zestaw Dreame Z20 i pomyślę, że niegdyś odkurzałam wyłącznie z użyciem jednej szczotki, już wiem co poszło nie tak. Nie trzymając w dłuższej niepewności, sprawdźcie co kryje wyposażenie bohatera dzisiejszej recenzji!
- Wielofunkcyjna elektroszczotka z podświetleniem (główna),
- Miękka szczotka z podświetleniem (główna),
- Mała szczotka z silnikiem do mebli,
- Elastyczny adapter (w dwóch wariantach),
- Końcówki z włosiem (w dwóch wariantach),
- Wbudowany akumulator o pojemności 2850 mAh i ładowarka,
- Moduł na akcesoria.
Musicie przyznać, producent nie żałował dodatków. Czy każdy z nich okaże się niezbędny podczas rutynowe sprzątania? Myślę, że na codzienne porządki zarezerwuję zaledwie część z nich, ale możliwość wysprzątania tapicerek lub mebli brzmi kusząco.
Dreame Z20 – pierwsze wrażenia i funkcjonalność
Mawiają, że wygląd nie ma znaczenia, ale jeśli mam wydać tyle pieniędzy na nowy sprzęt, chciałabym aby i w tej kwestii spełniał moje oczekiwania. Dreame Z20 jest dość smukły, a dzięki minimalistycznemu wykończeniu w odcieniach grafitu i przyćmionego złota nie oszpeca przestrzeni. W moim przypadku, odkurzacz zajmuje dumne miejsce w korytarzu lub salonie, tak więc jest to dla mnie dość istotne.
Skupiając się na tym, co drzemie w jego wnętrzu, warto wspomnieć o mocy wyjściowej wynoszącej aż 715 Wat i rzekomej mocy ssania do 25 000 Pa. Dreame zastosowało technologię, która pozwala na automatyczne wykrywanie cząsteczek zanieczyszczeń i automatyczne dostosowywanie mocy ssącej do ich wielkości (do 10 μm). Przyznaję, że ta funkcja ciekawi mnie najbardziej, choć dopiero podczas testu przekonamy się na ile jest to skuteczne. Informacje mają pojawiać się na wyświetlaczu LCD, co może uwiarygadniać rzeczywiste efekty sprzątania. Sterowanie dotykowe pasuje tu jak ulał – dzięki towarzyszącym grafikom, obsłudze podoła każdy. Znajdziemy tam także szczegóły dotyczące aktualnego trybu pracy oraz stanu baterii (ta, ma posłużyć nawet przez 90 minut). Podczas sprzątania, mamy do wyboru 3 poziomy pracy (auto, eco, turbo).
Wszelki kurz i nieczystości trafiają wprost do zbiornika, którego pojemność wynosi 0,6 litra. Z tego co udało mi się wypatrzeć, opróżnianie wymaga od nas wyłącznie naciśnięcia jednego przycisku. Zdaje się, że odetchnąć będą mogli także alergicy, albowiem Dreame Z20 wyposażono w filtr HEPA 14 (wychwytuje cząsteczki do wielkości 0,3 μm).
Dreame Z20, pora na test!
Mam już dość duże doświadczenie, gdy mowa o odkurzaczach bezprzewodowych, a więc wiem jakie warunki pracy sprawiają im ewentualne problemy. Jako że jestem posiadaczką psa, ale również długich włosów i kilku włochatych dywaników – wyzwania nasuwają się same. Jak wspomniałam, moc ssania Dreame Z20 ma wynosić blisko 25 000 Pa, jednak szacunkowe pomiary w domowym zakresie są raczej niemożliwe. Rzeczywista wydajność… jak najbardziej.
Całkowite ładowanie trwa nieco ponad 3,5h – korciło mnie, aby zabrać się za test wcześniej, ale wówczas trudno byłoby mi ustalić wydajność baterii. Porządki rozpoczęłam od salonu, dużej przestrzeni z najmniejszą liczbą zakamarków. Odkurzacz bezprzewodowy nie miał na swojej drodze wielu przeszkód, choć podświetlenie LED pod sofą i fotelami okazało się być zbawienne. Pierwsze co przyszło mi na myśl to wizja nadchodzącej jesieni, podczas której popołudniowe porządki wiążą się z oświetlaniem mieszkania jak w Belwederze. W tym przypadku, możemy być pewni że kurz nie umknie ani naszej uwadze, ani odkurzacza. Niebieskie światło nie jest rażące, ale ma dość szeroki kąt.
Prawdę mówiąc, nie mam wobec tego etapu żadnych przeciwskazań – nieczystości zniknęły z powierzchni raz, dwa. Gdy odkurzacz napotka więcej nieczystości, automatycznie zwiększa moc ssania. Nadmienię, że wykorzystywałam tryb Auto, który sprawdził się również na śnieżnobiałym mini dywaniku.
Przechodząc do mniejszych sypialni, postanowiłam wypróbować również dołączone akcesoria. Niech nie zmyli was lśniąca podłoga – w szczelinach i wokół szafek zawsze roi się od kurzu. Zdawałoby się, że w tych zakamarkach nie ma szans najlepsza szczotka. Owszem, o ile nie posłużymy się jej mini wersją od Dreame. Gdy zobaczyłam ją po raz pierwszy, zastanawiałam się nad przydatnością – teraz już rozumiem sens jej dołączenia. Stanęła na wysokości zadania, a tam gdzie sama nie mogła – posłała diabła, czyli końcówkę na kształt przypominający szczelinówkę z włosiem. Pozwoliło mi to wysprzątać ramę łóżka oraz drewniane stoliki nocne. Oczywiście nie zastąpi to sprzątania na mokro z użyciem detergentu, ale nie ma nic gorszego niż babranie się ze ścierką w kurzu.
Miękką, główną szczotkę testowałam na powierzchniach, gdzie dominują płytki – ta również posiada podświetlenie LED. W dalszym ciągu korzystając z trybu Auto, nieczystości zniknęły również z fug i w rowkach płytek (łazienkowe noszą na sobie wzornictwo, które siłą rzeczy łapie kurz). Myślę, że na zadowolenie z efektów pracy ma wpływ głównie wysoka moc ssania. Nie zaobserwowałam większych komplikacji podczas oczyszczania żadnej powierzchni, w newralgicznych miejscach korzystałam z trybu Turbo, jednak były to raczej pojedyncze sytuacje.
Wielofunkcyjna szczotka ma zapobiegać wplątywaniu się w nią włosów – z mojego doświadczenia, to wcale nie łatwe zadanie. Im mniej włosów na wałku, tym większy sukces. Po wysprzątaniu powierzchni paneli oraz płytek, zaobserwowałam zaledwie kilka pasm, które nie zostały wciągnięte do pojemnika na nieczystości (ich usunięcie to kwestia kilku pociągnięć palcem).
Zabierz mnie tam, gdzie chcesz
Odkurzacz bezprzewodowy okazuje się być niezastąpiony nie tylko w mieszkaniu, ale i poza nim. Myślę, że to dobra informacja dla wszystkich posiadaczy samochodów, którzy mają dość porządków na myjni. Gdy zaliczyłam kompleksowe sprzątanie mieszkania, w tym wszelkich podłóg i zakamarków, pognałam do auta. Odpięcie rury jest bajecznie proste, tak jak i zamontowanie dodatkowych akcesoriów (główne szczotki są raczej zbyt dużych gabarytów dla tapicerki, dywaników i kątów). Nie mam w zwyczaju jeść podczas podróży, ale po każdej dłuższej trasie kurz i prósze są nieuniknione. Aby zająć się tym relatywnie szybko, skorzystałam z trybu Auto i Turbo. Bez szorowania, rys ale z pełną skutecznością – kilka minut i po sprawie.
Kończąc porządki w mieszkaniu oraz wnętrzu samochodu, nadal nie doprowadziłam odkurzacza do rozładowania. Niemniej, jasnym jest że tryb Turbo pochłania znacznie więcej energii, niż Eco lub Auto. Domyślam się, że gdyby model pracował na nim cały czas, mógłby rozładować się znacznie szybciej – wraz ze zmianą intensywności pracy, stan baterii malał w oczach. Niemniej, przy codziennych porządkach uważam tryb za zbyteczny. Ewentualnie w miejscach, które z jakiegoś powodu wymagają naprawdę szczególnej troski (tak, jak chociażby tajemnicze miejsce w garażu, do którego nikt nie zaglądał od miesięcy). Producent wspomina, że czas pracy baterii to 90 minut, ale… najpewniej w trybie Eco. Ten przydał mi się podczas testów najmniej, choć najpewniej byłby najekonomiczniejszym wyborem podczas prowizorycznych porządków.
Czy Dreame Z20 to godny polecenia odkurzacz bezprzewodowy?
Zawsze po testach zadaje sobie jedno pytanie – czy kupiłabym dla siebie ten sprzęt? Przyznaję, że gdy usłyszałam, że jest to tańsza alternatywa dla flagowego modelu Z30 byłam zdystansowana. Po teście uważam, że Dreame Z20 odznacza się dobrym stosunkiem jakości do ceny i jest to kwota, którą byłabym w stanie zapłacić za urządzenie. Osobiście nie należę do grona entuzjastów aplikacji mobilnych i mopowania nakładkami, więc brak tych funkcji nie stanowi dla mnie minusa.
Na plus liczne wyposażenie, w tym baza umożliwiająca ich przechowywanie. Myślę, że każdemu zdarzyło się zgubić akcesoria w odmętach szaf, nie mówiąc o próbie zagospodarowania dogodnego miejsca na ich ulokowanie.
Gdybym mogła zmienić w odkurzaczu jedną rzecz, dołączony adapter mający ułatwiać odkurzanie pod meblami, zastąpiłabym zginaną rurą. Jest to większa wygoda, bez konieczności nakładania akcesoriów w trakcie sprzątania. Kolejnym małym minusem jest waga odkurzacza (około 2,2 kg), w połączeniu z wielofunkcyjną szczotką, sprzęt jest nieco cięższy. Czy te aspekty cofnęłyby mnie przed zakupem Dreame Z20? Zważając na zadowolenie z samego proces sprzątania – absolutnie. Ideałów nie ma, a lepiej przetrawić kilka gramów więcej, niż brak skuteczności. Zwłaszcza, że
Dreame Z20 – cena, gdzie kupić
Premiera budżetowej wersji dla Dreame Z30 dopiero debiutuje na rynku, jednak już teraz znajdziemy go w wielu polskich sklepach. W niektórych z nich obowiązuje specjalna promocja, a cena waha się w okolicach 2 tysięcy złotych, najtańszą ofertę udało mi się znaleźć pod tym linkiem. Wymienny akumulator możemy dokupić dodatkowo (koszt wynosi 599 zł).
Może zainteresować Cię również: Testuję odkurzacz ze sztuczną inteligencją! Czy warto płacić aż 5499 zł za Samsung Bespoke Jet AI?