Wspomniany pająk to mój odwieczny wróg. Nawet teraz, kiedy o nim piszę wzdrygam się. Jeszcze nie widziałam, by robot sprzątający gonił pajęczaki. Jednak, wybaczam to mojemu odkurzaczowi. Bo zalet ma doprawdy wiele.
Jestem szczęśliwą posiadaczką urządzenia, które każdego niemal dnia ułatwia mi utrzymanie czystości w domu. Robot sprzątający rozwiązał problem kłębiącej się sierści na podłodze, wszędobylskiego kurzu czy naniesionych na butach drobinek piasku. No cóż, z czegoś trzeba być zadowolonym. Bo są także mniej różowe strony, o których wspominam poniżej. Zapraszam do lektury.
Poszukujesz więcej informacji i konkretnych przykładów jaki wybrać model robota sprzątającego? Sprawdź, jakie urządzenia do 1 000 zł, do 2 000 zł i do 3 000 zł znalazły się w tym rankingu.
Robot sprzątający – wygoda i luksus, czy jeszcze jeden dodatkowy obowiązek?
Już od jakiegoś czasu, no powiedzmy sobie, że od blisko roku, po moim domu jeździ robot sprzątający. Mieszkam wraz z rodziną w domu piętrowym. Praktycznie zajmujemy górne piętro, ale siłą rzeczy bywamy także na „dole”. Mieszka z nami także pies, który ma same zalety i jedną wadę – niezależnie od pory roku łaskawie rozsypuje swoją sierść wszędzie wokół. Z tego powodu odkurzacz ma co robić. Cichutko więc sobie sunie, codziennie lub co drugi dzień, przemierzając kolejne pomieszczenia. Pochłania przy tym pojawiający się znikąd kurz i wszędobylską sierść.
Odkurzacz, który posiadam, jest na tyle inteligentny, że bez trudu obsłuży nawet pięć pięter. Wystarczy tylko przenieść urządzenie po schodach na inny poziom, aby ten spokojnie sobie działał dalej. Oczywiście, po sprzątnięciu trzeba odnieść go z powrotem do bazy, aby mógł naładować baterię i był gotowy do kolejnej rundki. Brzmi pięknie? Też mi się tak wydawało na początku. Tylko, że szybko okazało się, że kiedy robot zakończył objazd domu i parkował sobie w stacji ładującej nikt nie pamiętał z domowników o zniesieniu go niżej. Wraz z upływającym czasem utarło się, że urządzenie sprząta tylko górne piętro, natomiast pozostała część domu…
Pozostała część domu – co z nią?
To jest ta mniej piękna część opowieści. Choć robot rozwiązał problem nieporządku, a nasz obowiązek sprowadził się do kliknięcia w aplikacji przycisku dającego sygnał do uruchomienia się sprzętu, to jednak na tym sprzątanie się nie kończy. Pewnie już sami się domyślacie, że znoszony robot nie uprzątnął schodów. Wraz z upływającym czasem pojawiało się coraz więcej takich „kwiatków”. Co gorsza, w rogu przedpokoju pojawił się nawet pająk, który nic sobie nie robił z przejeżdżającego kilka centymetrów pod nim odkurzacza.
Robot sprzątający – gdzie nie dotrze?
Zacznijmy od podłogi. Są takie miejsca, gdzie robot po prostu się nie mieści, więc tam nie wjeżdża. U mnie w domu są to miejsca za drzwiami, które są dość wąskimi przestrzeniami. Podobnie jest z dużą donicą stojącą na podłodze, która jest nieco odsunięta od ściany, jednak nie dość, by robot mógł za nią wjechać. Nie stanowi to jednak dla mnie większego problemu, by szybko przesunąć zmiotką i wygarnąć zgromadzony tam kurz. (Powiem wam w sekrecie, że za kwiatkiem pająka jeszcze nie było). Przygotowując powierzchnię do sprzątania pamiętam też, by odsunąć na przykład nieco stół od ławy, tak by zrobić odkurzaczowi swobodny dostęp z każdej strony. W końcu zależy mi na tym, by podłoga była dobrze uprzątnięta.
Może trochę szkoda, że nie można do robota sprzątającego doczepić rury ssącej, takiej jak do zwykłego odkurzacza. Trzeba bowiem wyraźnie powiedzieć, że konieczny jest w domu drugi odkurzacz. Robotem nie zbierze się bowiem okruchów na przykład z materaca łóżka, kanapy lub z innych mebli tapicerowanych. Nie ma możliwości usunąć kurzu zgromadzonego na półce z książkami czy na parapecie ani pajęczyn spod sufitu. Wspomniane już schody, są granicą absolutnie nie przekraczalną. A przecież, tam też trzeba, co kilka dni zrobić porządek.
Jest jeszcze inna bajka. Zdarza się też tak, że robot się gubi. Przejechał w moim domu już nie kilometry, ale dziesiątki kilometrów. Przeskanował laserem wszystko na wylot i zmapował pokoje po wielokroć. A jednak, zdarza się tak, że kiedy wracam do domu ze spaceru czy z kawy u przyjaciółki, na przedpokoju lub w kuchni wita mnie robot. Nie wiem dlaczego tak się dzieje. Jest na szczęcie na to proste remedium. Ponownie uruchamiam aplikację, a robot szybka wraca do swojego obowiązku. Powinnam też dodać, że raz zdarzyło się tak, że pies trącił drzwi, te się zamknęły, a odkurzacz został uwięziony w pokoju. Tak, z zamkniętymi drzwiami ten inteligentny sprzęt też sobie nie radzi.
Czy jestem zadowolona z robota?
Bezsprzecznie tak. Dziś już nie wyobrażam sobie, żeby go nie mieć. Nie widzę żadnego problemu w tym, że przed uruchomieniem trzeba przesunąć niektóre meble, na przykład taborety w kuchni, zwinąć dywaniki czy usunąć inne przedmioty stojące w swoim zwykłym miejscu na podłodze. Niech wymienię tylko stojące w przedpokoju buty czy miskę z karmą od psa. Dzięki temu tworzy się więcej przestrzeni, a urządzenie szybciej i sprawniej uwija się ze swoją pracą, kiedy nie czyhają na niego takie drobne pułapki. To niewielka cena, jaką płacę, za sprzątniętą podłogę. Zdecydowanie, nie zamieniłabym się z powrotem na żaden inny odkurzacz.
Zachęcam także do zapoznania się z recenzją robota sprzątającego TP-LINK Tapo RV30.
Dziękujemy, że przeczytałeś nasz materiał pełen przydatnych informacji. W opracowaniu znajdziesz linki reklamowe naszych partnerów.