Przyznam, że mocno wyczekiwałem premiery Dreame A1. Jest to robot koszący od marki, która zrewolucjonizowała roboty odkurzające. Dokładnie na taką samą rewolucję liczyłem w przypadku automatycznych kosiarek, które w swojej autonomiczności zawsze wymagały zbyt dużej uwagi.
Roboty koszące to nie tylko oszczędność czasu, ale przede wszystkim lepsze efekty koszenia. Regularne podcinanie końcówek trawy sprawia, że ta pozostaje zdrowa, odżywiona i idealnie zielona.
Dotychczas przetestowałem około 15 urządzeń tego typu. Nawet jeśli liczba wydaje się mało imponująca, to stanowi ona ogromny wycinek rynku. Przez wiele lat podział w tym segmencie był klarowny. Istnieją proste i tanie roboty oparte o aplikację, które działają podobnie do autonomicznych odkurzaczy. Ich wadą są ograniczenia techniczne algorytmów, które dobrze sprawdzają się w domach, ale na otwartej przestrzeni i przy dużej liczbie zmiennych stają się nieefektywne.
Alternatywę stanowią zaawansowane roboty, które producenci sprzedają z usługą instalacji, obejmującą niezbyt inwazyjną, ale czasochłonną procedurę wkopania pętli obwodowej trawnika. Dodatkowo takie produkty wymagają również regularnego serwisu.
Jako, ze obydwa rozwiązania wymagały wielu kompromisów, ucieszyłem się na pojawienie się pierwszych robotów wykorzystujących bardziej zaawansowane techniki nawigacji. Niestety część z nich wymagała dodatkowych anten, inne były niedopracowane w obsłudze przez wzgląd na brak doświadczenia producentów. Dreme A1 wydaje się na tym tle powiewem świeżego powietrza.
Pierwsza prosta
Już sam rozmiar kartonu jest dobrą zapowiedzią. Opakowanie okazuje się znacznie mniejsze niż ma to zwykle miejsce w tym segmencie urządzeń. Po jego otwarciu naszym oczom ukazuje się sam robot ze stacją dokującą i szokująco racjonalny pakiet instalacyjny.
Producent do zestawu dołącza wyłącznie ostrza, szpilki mocujące dla podjazdu stacji ładującej i oczywiście zasilacz. Dzięki temu nie musicie sobie rezerwować całego weekendu. Robot jest gotowy do pracy szybciej niż nowy smartfon. Sterowanie podstawowymi funkcjami jest możliwe za pomocą wyświetlacza ukrytego pod klapką, otwieraną wielkim czerwonym przyciskiem STOP. Do dyspozycji użytkownika oddano pokrętło z przyciskiem, które pozwala sprawnie nawigować nawet w rękawiczkach.
Jeśli zaś o smartfonach mowa warto od razu pobrać aplikację. Pozwoli ona zapoznać się z mapą opracowaną przez Dreame A1, a następnie wyznaczyć zadania robotowi – ustalić harmonogram, określić obszar koszenia, wskazać priorytety, a nawet wysłać go do natychmiastowej pracy w wybranej przez siebie przestrzeni.
Roboty mają zazwyczaj 2 typy ostrzy. Pierwszym są duże noże, które sprawdzają się dobrze w przypadku zaniedbanych trawników, na których występują chwasty o twardszych łodygach. Drugim typem są drobne noże obrotowe, przypominające nieco żyletki, które usprawniają mulczowanie trawy. Właśnie to drugie rozwiązanie zastosowano w Dreame A1.
Noży tego typu się nie ostrzy, a wymienia. Ich dużą zaletą jest jest wyższa ostrość, dzięki której źdźbła są mniej naruszane przy przecinaniu, co natomiast sprawia, że końcówki nie mają tendencji do przysychania i żółknięcia. Oczywiście zastosowano tutaj odporną stal narzędziową. Wysokość cięcia może być regulowana elektrycznie w zakresie 30-70 mm, a prędkość obrotowa osiąga do 2200 obr./min.
Tutaj od razu podpowiem, że jeśli myślicie o robocie koszącym to warto abyście dysponowali co najmniej 200 m² obszaru cięcia. To właśnie na takiej przestrzeni urządzenia autonomiczne zaczynają rozwijać skrzydła. Jeden ze sprzedawców podpowiadał mi kiedyś, że najpopularniejsza kategoria produktów to roboty do 600 m². Dreame poradzi sobie nawet z 1000 m², chociaż nic nie stoi na przeszkodzie aby obsługiwał mniejszy obszar.
Nawigacja inna niż wszystkie
Dreame nie zdecydowało się na wykorzystanie sygnału GPS. To akurat dobrze, bo jak się łatwo domyślić precyzja takiej nawigacji może być zagrożeniem dla sadzonek ulokowanych 2 cm od krawędzi trawnika. Nie mamy tutaj również systemu nawigacji rolniczej RTK, która wprawdzie jest dokładna, ale wymaga anten. Zamiast tego mamy do dyspozycji OmniSense, czyli coś na kształt radaru znanego z najbardziej zaawansowanych robotów odkurzających, ale w konfiguracji opracowanej z myślą o otwartych przestrzeniach. Przykładem niech będzie zakres pracy pozwalający wykrywać obiekty we wszystkich kierunkach (360° x 59°) oraz ogromny zasięg „widzenia” sięgający nawet 70 m. Dzięki temu robot planuje z wyprzedzeniem oraz widzi i rozumie cały układ trawnika szybciej niż konkurenci. Co ciekawe robot potrafi również precyzyjnie rozpoznawać napotykane obiekty, dzięki czemu może mądrzej planować pracę w ich okolicy.
Muszę powiedzieć, że zwróciłem uwagę na sposób planowania pracy przez robota. Roboty odkurzające i wiele robotów koszących stosuje złożone algorytmy, wedle których optymalizują pracę pod kątem czasu przejazdu. Tutaj przejazdy są wykonywane inaczej – jeden obok drugiego, równo na szerokość robota. Podejrzewam, że takie podejście jest bardziej energochłonne, ale pozostawia pewność, że robotowi nie umknie żadne źdźbło. Dodatkowo trawnik będzie jednolity na całej powierzchni dzięki temu, że sąsiadujące ze sobą fragmenty są cięte w tym samym kierunku i tym samym czasie.
Nieinwazyjna praca
Robot przemieszczając się po ogrodzie może pokonywać 45% wzniesienia. Mój ogródek jest właściwie płaski więc nie ma to dla mnie znaczenia, ale porównałem tą wartość z konkurencyjnymi konstrukcjami. Możliwości wielu robotów kończą się na 30-procentowych wzniesieniach. Osobiście nie odnotowałem żadnych problemów związanych z przemieszczaniem się kosiarki, chociaż wiem, że gdyby np. zawisła na jakimś krawężniku, to zostałbym o tym poinformowany o tym fakcie głosowo przez robota (mówi w języku angielskim) oraz powiadomieniem w aplikacji.
Donośne komunikaty głosowe odnotujemy również gdy w nieplanowany sposób robot zostanie podniesiony. Próby kradzieży z resztą są w tym wypadku bezsensowne bowiem robot jest zabezpieczony kodem PIN, którego niepoprawne wpisywanie kończy karami czasowymi, a nawet blokadą.
Dreame A1 samodzielnie wraca do stacji dokującej w trzech scenariuszach: kiedy zakończy pracę, kiedy wyładuje się, albo kiedy rozpozna, że w ogrodzie spadł deszcz. Ostatnie dwa przypadki są sytuacją w której praca zostanie automatycznie wznowiona od miejsca jej zakończenia, gdy tylko warunki na to pozwolą. Sama stacja nie zajmuje wiele miejsca. Kabel w zestawie jest bardzo długi, ale warto z wyprzedzeniem przemyśleć miejsce w którym robot będzie docelowo stał, chociażby po to aby skutecznie ukryć jego instalację.
Robot jest również bardzo cichy. Porównywanie go do kosiarki spalinowej jest ogólnie bez sensu bo to przepaść w komforcie. Jednak sporym zaskoczeniem jest dla mnie również różnica do mojej zwykłej kosiarki elektrycznej. Urządzenie, z którego korzystam od lat generuje 100 dB, podczas gdy Dreame A1 dobija do ledwie 60 dB (odpowiednik hałasu powodowanego przez zwykłą rozmowę).
Dreame A1 słowem podsumowania
Dreame Roboticmower A1 (bo tak brzmi jego pełna nazwa) został wyceniony na 8999 zł. Aktualnie w ramach promocji można dopłacić złotówkę, aby otrzymać robota odkurzającego Dreame F9 Pro (którego standardowa cena oscyluje w okolicach 1000 zł). Pomijając wspomnianą okazję, jest to cena zbliżona do markowych konkurentów, przeznaczonych do dbania o trawniki o podobnej powierzchni. Kluczowym wyróżnikiem urządzenia Dreame A1 wydaje się być nawigacja OmniSense, która w moim odczuciu jest w tej chwili najwygodniejszym i najbardziej precyzyjnym rozwiązaniem na rynku.
Jeśli producent zapewni wysokiej klasy serwis i dobrą dostępność akcesoriów eksploatacyjnych (z czym nie było u niego dotychczas problemów) to łatwo wypełni lukę na rynku dostarczając urządzenie precyzyjne i skutecznie, ale nieskomplikowane i bezobsługowe. Sezon dopiero się zaczyna, ale ja chyba mam już swojego faworyta na rok 2024.