Przyznaję bez bicia, moim uzależnieniem, a zarazem uwielbianym rytuałem jest kawa – nic nie nastraja mnie tak dobrze, jak aromatyczna filiżanka o poranku. Czy to najwyższa pora, aby zainwestować w ekspres? Sprawdźmy, jak poradzi sobie DeLonghi Scultura ECZ 351.W, a także czy przekona mnie do wydania 699 zł.

Owoc kawowca był znany już w 1 tysiącleciu p.n.e., a tradycja picia kawy ma swą kolebkę w Jemenie, na przełomie XIII-XV wieku. Kilka słów o historii tego uwielbianego napoju przybliżyłam przy okazji recenzji Moccamaster, którą przeczytasz pod tym linkiem. To zadziwiające, że wszyscy doszukujemy się tak wielu różnic wobec naszych przodków, a jednocześnie raczymy się zgoła podobnymi produktami. Zwyczaj pozostał, choć technika obchodzenia się z ziarnami uległa wielu modyfikacjom – tak, jak i sam proces parzenia. Jako wielka entuzjastka kawy, próbowałam już wielu rodzajów, choć jak każdy, mam swoich faworytów. Przyszła jednak pora, aby otworzyć się na nowe, a mowa tu o wypróbowaniu ekspresu ciśnieniowego, kolbowego.

DeLonghi Scultura ECZ 351.W, witaj w mojej kuchni!

Tytułem wstępu, dzisiejszy bohater zjawił się u mnie dzięki uprzejmości Al.to. Nie ukrywam, gdy tylko dowiedziałam się o możliwości testu DeLonghi Scultura ECZ 351.W, ciekawość wzięła górę. Od dłuższego czasu zastanawiam się nad ekspresem, jednak w dalszym ciągu szukam ideału i lawiruje między kilkoma rozwiązaniami. Ostatnio dumałam nad sensem zakupu Moccamaster, a także dzieliłam się swoimi wnioskami wobec ekspresów kapsułkowych. Dziś, pora na recenzję kolbowego reprezentanta od włoskiej marki.

DeLonghi Scultura ECZ 351.W jest na rynku już dłuższy czas, może wydawać się nawet nieco zapomniany. Ja miałam okazję ugościć w swoich progach ekspres w białej kolorystyce, o nietuzinkowym designie. Nie jest to urządzenie, które wyciągamy z szafy, a następnie chowamy, tak więc odpowiednia prezencja jest dużym atutem. Wszystkie pozostałe elementy wykonano ze stali, za wyjątkiem czarnego logo. Nie będę ukrywać, że aspekt wizualny jest dla mnie dość znaczący, albowiem sprzęt ma zdobić kuchenny blat na co dzień.

Gdy mowa o specyfikacji…

Gorąca woda przenika przez filtr przy ciśnieniu wynoszącym 15 bar, a moc ekspresu kolbowego wynosi 1100 Wat. Model wyposażono w czytelny panel, który obsługujemy za pomocą 3 przycisków. To, co brzmi dla mnie najbardziej przekonująco to dysza spieniająca mleko, a tym samym kilka rodzajów kaw do wyboru. Z cukru zrezygnowałam raz, na zawsze, ale mleko owsiane? Bez tego, idealna kawa nie istnieje. Im bliżej do rzeczywistego testu, mam w sobie równie dużo ekscytacji, co obaw. Czy sprzęt stanie na wysokości zadania, a za kilkaset złotych będę mogła raczyć się pyszną kawą z pianką? O tym przekonam się lada moment… najpierw jedna kilka faktów.

DeLonghi Scultura ECZ 351.W – zestaw, pierwsze uruchomienie

Ekspres kolbowy wybrał się na poznańskie wakacje z pełnym wyposażeniem. Mierzy on około 30 cm wysokości, 30 cm głębokości i 24 cm szerokości. Poza sprzętem, wewnątrz wyczekiwanej przesyłki znajduje się:

  • Zbiornik na wodę (o pojemności 1,4 litra),
  • Tacka ociekowa,
  • 3 filtry (do parzenia jednej kawy, dwóch oraz filtr do dedykowanych saszetek E.S.E.),
  • Łyżeczka do odmierzania kawy,
  • Bojler stalowy,
  • Płyn do czyszczenia,
  • Instrukcja i kabel zasilający.

Gdy omówiłam już podstawowe parametry techniczne, pora na praktykę. Przyznam, że choć miałam okazję testować mnóstwo sprzętów, zawsze mam pewne obawy wobec złożenia i ewentualnych niuansów z podłączeniem. W przypadku DeLonghi Scultura ECZ 351.W obyło się bez problemów, ekspres dotarł do mnie w formie, która umożliwia niemal natychmiastowe parzenie kawy – pamiętajcie jednak, aby umyć elementy takie jak m.in. zbiornik na wodę.

Podczas pierwszego uruchomienia, napełniam zbiornik wodą (używam filtrowanej, z dzbanka), montuję filtr i bojler, a następnie przechodzę do przepłukania ekspresu. Nie jestem baristą, ani technikiem, jednak myślę, że warto poświęcić kilka chwil, aby być pewnym, że kawa będzie wolna od nieprzyjemnych zapachów lub ewentualnych zanieczyszczeń. Tego typu zalecenie pojawia się również w instrukcji od producenta.

DeLonghi ECZ 351.W – przejdźmy do testu

Owsiane Cappuccino, a może Latte macchiato?

Woda? Jest! Kawa? Dobre pytanie! Ekspres kolbowy nie posiada wbudowanego młynka, tak więc muszę posłużyć się swoim. Tuż po zmieleniu ziaren zgodnie z preferencjami, kawa trafia do sita wraz ze stalowym bojlerem. Ja lubię mocniejszą kawę, jednak o właściwych proporcjach najlepiej przekonać się samodzielnie. Filiżanka trafia na tacę i niech dzieję się magia! Nadmienię, że ekspres posiada funkcję podgrzewania filiżanek, więc nie ma konieczności wcześniejszego napełniania wrzątkiem i marnotrawienia wody. Parzenie jednej kawy trwało około 45 sekund. Rutynowo, w ruch poszedłby ręczny spieniacz, ale nie tym razem.

Od dawna nawiedzało mnie Cappuccino z aksamitną, mleczną pianką, tak więc nalałam do naczynia moje ulubione mleko owsiane i przeszłam do ustawień względem spieniania. Regulacja jest możliwa za pomocą górnego pokrętła, dzięki czemu możliwe jest osiągnięcie planowanego rezultatu. Odchylam dyszę, podkładam pojemnik i przystępuję do spieniania. Wybrałam nieco szerszy kubek, ponieważ obawiałam się rozprysków. Przyznaję, że obawy były zbędne – przy odpowiednich proporcjach i technice (nawet laika), nie dostrzegłam większych ciapek poza naczyniem. Uważać należy jednak na podnoszące się mleko i ewentualne oparzenia.

Większość z nas nie jest baristami, tak więc wiedza dotycząca specjalistycznych metod przyrządzania jest dla nas obca. Domowe ekspresy i spieniacze powinny przyrządzać pyszną kawę i aksamitną piankę, nawet gdy za sterami znajduje się osoba, która poza miłością do kawowca, nie zamierza czytać 5-stronnicowych wskazówek co do jej parzenia. Co więcej, ekspres ma ułatwiać nam życie, ale i ograniczać nasze zaangażowanie, przy jednoczesnym wydobyciu najlepszego aromatu kawy. Jeśli pijesz ją codziennie, a zwłaszcza przed pracą… zapewne wiesz co mam na myśli.

Espresso

Mam w swoim domu prawdziwego kawosza, a ten – rezygnuje zarówno z cukru, jak i mleka. Przekonuje jednocześnie, że to właśnie po espresso może poznać prawdziwy smak ziaren, ale i aromat. Myślę, że to równocześnie dobra wskazówka, aby ocenić sam ekspres, więc nie czekałam długo, zmieniłam filtr i przyrządziłam dwie filiżanki ulubionej kawy. Tak, dwie jednocześnie – ta funkcja jest szczególnie pomocna o poranku, gdy szykujemy się wspólnie. Tu czas zaparzenia był nieco dłuższy, jednak warto pamiętać, że do każdej z filiżanek trafia jeden strumień. Mimo to, widoczna była kremowa pianka, którą uwielbiam.

To, co z pewnością zasługuje tu na dodatkowy plus jest wygoda i szybkość. Pojedyncze espresso zdążysz przyrządzić i wypić nawet wtedy, gdy masz zaledwie kilka minut do wyjścia. Ja jednak kawą lubię się rozkoszować, więc czas grał rolę drugoplanową, a ekspresu nie testowałam wraz ze stoperem w ręku.

Kawa, kawusia, kakao, a może matcha?

Mając pod ręką DeLonghi Scultura ECZ 351.W, nie mogłam odmówić sobie testu napojów, których przyrządzenie powinna umożliwić dysza spieniająca. Kawa, kawą, ale to naprawdę nie wszystko. Czasem skuszę się na matche, a do jej przygotowania potrzebuje gorącej wody oraz spienionego mleka. Do nieco większej filiżanki nasypałam zielony proszek i uruchomiłam ekspres (pamiętając, aby w filtrze nie znajdowała się kawa). Tuż po zaparzeniu, powtórzyłam proces spieniania tak, jak uczyniłam to w przypadku Cappuccino. Kilka chwil później, cieszyłam się prozdrowotnym napojem i gęstą pianką.

Kolejny eksperyment dotyczył kakao, a w zasadzie karobu. Przyrządziłam go de facto tak, jak kawy i herbatę dotychczas. Przyznam, że wcześniej nie przyszło mi do głowy, aby czekoladowy napój pić ze spienionym mlekiem, ale to chyba jedno z moich lepszych odkryć. Nadmienię, że wykorzystywałam to również w przypadku koktajli zwanych złotym mlekiem. Tu ogranicza wyłącznie kreatywność, a z pewną dozą pomysłowości, ekspres może dorównać nawet modelom o szerszym wyborze kaw. Mam na uwadze, że porównywanie DeLonghi Scultura ECZ 351.W do modeli automatycznych nie ma zbyt dużego sensu (m.in. z uwagi na sposób parzenia), jednak to nadal niezła namiastka luksusu.

Czuje się w obowiązku, aby uprzedzić, że jakość kawy ma również spory wpływ na ostateczny efekt parzenia i wspomnianą piankę. Nie rekomenduję żadnej, ponieważ każdy z nas ma inne gusta, jednak kupując ekspres, warto zainwestować i wybrać odpowiednio palone ziarna.

Czy kupiłabym DeLonghi Scultura ECZ 351.W?

Ten sprzęt testowałam z większą częstotliwością, niż inne urządzenia AGD (umówmy się, ile razy dziennie można blendować składniki lub odkurzać). W tym wypadku, ekspres kolbowy był w użyciu co najmniej 3 razy dziennie – moi domownicy przyznają, że również niejawnie testowali możliwości DeLonghi. Nie ukrywam, że w mojej kuchni nigdy na dłużej nie zabawił ten rodzaj ekspresu, więc model testowałam jako amator, czyli przeciętny konsument. Przed ostateczną oceną pozwolę sobie wyróżnić plusy i minusy, które mogą być cenną wskazówką, jeśli rozważasz zakup modelu.

Zalety DeLonghi Scultura ECZ 351.W

  • Wbudowany spieniacz do mleka (z regulacją emisji pary),
  • Możliwość przyrządzenia kilku rodzajów kawy (wraz z regulacją mocy i ilości),
  • Pojemność zbiornika na wodę (zalecam nalewać świeżej wody, jeśli jednak przyrządzacie kawy dla kilku osób, nie ma obaw o konieczność ponownej filtracji i dopełniania)

Wady DeLonghi Scultura ECZ 351.W

  • Brak wbudowanego młynka, a więc i konieczność zaopatrzenia się w oddzielne urządzenie,
  • Brak naczynia do spieniania mleka – dobór odpowiednio wysokiej i szerokiej szklanki bywa kłopotliwy. Możliwe jest dokupienie dzbaneczka DeLonghi, ale koszt wynosi nieco ponad 100 zł,
  • Dość szeroki korpus, w porównaniu do nowszych modeli DeLonghi,
  • Brak ekranu, który byłby wygodniejszą formą obsługi (choć to, uważam za drobiazg, kontrolki są dość pomocne.)

Po przeanalizowaniu za i przeciw, uważam że DeLonghi Scultura ECZ 351.W może poszczycić się dość dobrym stosunkiem jakości do ceny. Nie zaobserwowałam jakichkolwiek problemów podczas testu. Ekspres kolbowy od włoskiej firmy z ponad 100 letnim stażem budzi we mnie większe zaufanie, niż zakup tańszych alternatyw. Wpływa to jednocześnie na mniejsze problemy z ewentualną gwarancją, serwisem, wymianą części, a nawet ewentualną dostępnością saszetek. Przyznaję jednak, że ja korzystałam wyłącznie z ziaren, tak więc dla mnie opcja ta jest całkowicie zbędna.

Tak, jak i wspomniałam na początku, moje serce zdobył również design ekspresu. Nie mam poczucia, aby zagracał moją stosunkową małą kuchnię, a wręcz przeciwnie. Reasumując, gdybym miała możliwość zatrzymać urządzenie u siebie na dłużej, z pewnością byłoby użytkowane dzień, w dzień. Czy poleciłabym ten ekspres? Tak, uważam że stanowi pewien kompromis między o wiele droższymi sprzętami automatycznymi, a przelewami. Jedyne, na co mogłabym ponarzekać to brak młynka, jednak trudno oczekiwać tego za 699 zł. Zwłaszcza, że udarowy możemy kupić nawet za kilkadziesiąt złotych, w tym nawet od Bosch. Nieco drożej wypadają żarnowe, budżetowy model oferuje Russel Hobbs.

Ekspres, jak i wszelkie szczegóły znajdziesz pod tym linkiem.

Moja obecność w redakcji Think-About oraz 3D-Info wiąże się z wieloma aktywnościami w zakresie działań komercyjnych. Na co dzień uczestniczę w procesach sprzedażowych, bliscy są mi również nasi partnerzy. Marketing jest moją pasją od wielu lat, co bezpośrednio wiąże się również z pozyskaniem wyższego wykształcenia w tymże kierunku. Realizacja tak obszernych działań pozwala niemal codziennie szukać nowych wyzwań. Z przyjemnością pobudzam do pracy szare komórki, gdy pora na dozę kreatywności oraz wykazanie się znajomością realnych oczekiwań marek, które zamierzają współtworzyć specjalne projekty u boku redakcji. Znalezienie wspólnego celu oraz wypracowanie dedykowanych rozwiązań bywa niezwykle satysfakcjonujące. Rola Sales Managera nie jest więc skupiona tylko na zagadnieniach z zakresu e-commerce ale również kontaktach z ludźmi. Otwarcie na potrzeby drugiej strony jest kluczowe, aby realizacja była zarówno atrakcyjna, jak i wartościowa. Wspólnie z redaktorami redakcji mogę poszerzać swoją wiedzę również w zakresie technologii, nowoczesnych rozwiązań, a nawet AGD.   Moja przygoda w T-A oraz 3D-Info trwa stosunkowo krótko, jednak sama podróż w to miejsce rozpoczęła się blisko 8 lat temu. Wówczas pasją stała się komunikacja, social media, reklama oraz e-commerce. Dotychczas zajmowałam się komercjalizacją treści, prowadzeniem kampanii z wykorzystaniem mediów społecznościowych, fotografią, a także m.in. drobnymi działaniami z zakresu Google Ads i cross-marketingu. Dzięki zdobywaniu doświadczenia w wielu sektorach, jest mi łatwiej zrozumieć potrzeby partnerów.   Na co dzień w dalszym ciągu rozwijam swoje kompetencje w wyżej wymienionych kategoriach, choć największą frajdę przynosi mi fotografia oraz grafika. Niezwykle bliska jest mi również muzyka, co niejako wiąże się z moim artystycznym usposobieniem. Nie jest mi obca troska o dobrostan zwierząt, walka o ich prawa i należyte traktowanie. Dążę do wyznaczonych sobie celów i nie cofam się, gdy na horyzoncie pojawiają się niedogodności losu.