Mercedes E 350e W213, czyli krótka przygoda z autem na kablu

Widzieliście kiedyś etykietkę klasy energetycznej na samochodzie? Mercedes E 350e to auto, które może pochwalić się oznaczeniem A+. Pionierska konstrukcja w ofercie producenta odwiedziła mnie na zaledwie 3 dni.

Mowa o pierwszym (ale nie jedynym) modelu z katalogu Mercedesa, wyposażonym w hybrydowy napęd w wariancie plug-in. Zastosowanie tej technologii sprawia, że energia kumulowana w akumulatorach nie musi pochodzić wyłącznie z odzysku. Samochód można podładować za pośrednictwem klasycznego gniazdka lub profesjonalnej stacji ładującej. Tak przygotowany do drogi E 350e może pokonać do 33 km bez konieczności załączania napędu spalinowego. Teoretycznie auto potrzebuje 2,5 litra benzyny na pokonanie 100 km. Niestety pomimo nowoczesnych rozwiązań potężną limuzynę Mercedesa trudno zaliczyć do aut ekologicznych lub ekonomicznych. Deklarowany przez producenta rezultat można wsadzić między bajki, chyba że znamy 100-kilometrowy odcinek autostrady prowadzący w dół na całej swojej długości. Minimalne spalanie jakie odnotowałem na trasie to około 8 litrów. Podczas jazdy mieszanej wynik oscylował w granicach 10-11 litrów. Realny zasięg silnika elektrycznego to nieco ponad 20 km i to po nabraniu wprawy. Podczas pierwszej przejażdżki czystej energii wystarczyło mi na pokonanie około 7 km.

Nieco inaczej spogląda się na efekty zastosowania silnika hybrydowego, kiedy uświadomimy sobie, że mamy do czynienia z pojazdem o długości 4,92 m i masie 2,56 tony. Jeszcze ciekawiej prezentują się osiągi obydwu napędów. Silnik benzynowy generuje 211 KM, natomiast elektryczny oferuje dodatkowe 88 KM.  Połączenie obydwu jednostek zapewnia aż 550 Nm, które katapultuje masywną limuzynę do 100 km/h w 6,2 s. Zgodnie z oczekiwaniami podczas jazdy po autostradzie auto sprawuje się wyjątkowo dobrze. Niezależnie od rozwijanej prędkości samochód pewnie trzyma się drogi, a układ kierowniczy nie przekazuje żadnych niepokojących sygnałów. Wnętrze Mercedesa zostało wzorowo wyciszone, a zawieszenie zestrojono niezwykle komfortowo. Dzięki temu mijane krajobrazy zdają się być prezentacją wyświetlaną za szybami nieruchomo stojącego auta.

Niezwykle istotny jest fakt, że E-klasa stanowi dla Mercedesa prawdziwy poligon doświadczalny dla nowoczesnych rozwiązań. Samochód wyposażono w system Intelligent Drive. Zainstalowany radar nie tylko wspomaga działanie inteligentnego tempomatu, ale również wykrywa zagrożenia i w razie potrzeby aktywuje manewry zapobiegające kolizji. Lista wyposażenia obejmuje również czujniki wykrywające pojazdy w martwym polu lusterka oraz asystę pasa drogowego. Zapewnia on, że auto nie opuści samoistnie jezdni, nawet jeśli na pewien czas zdejmiemy ręce z kierownicy. Zestawienie udogodnień uzupełnia znaków drogowych odznaczający się całkiem wysoką skutecznością.

Przeglądając artykuły dotyczące E 350e spotkałem się z opinią, że wnętrze jest w tym wypadku odtworzoną 1:1, miniaturą S-klasy. Nie mam wątpliwości, że autor tych słów nigdy nie siedział za kierownicą luksusowej S’ki. Oczywiście wciąż mówimy o aucie wykończonym w skórze, litym drewnie i zimnym aluminium z udogodnieniami na najwyższym poziomie, ale różnica względem S-klasy jest zdecydowanie większa niż sam stosunek rozmiarów. Moje pierwsze wrażenia zostały dodatkowo zaburzone systemem podświetlania RGB LED. Poprzedni kierowca ustawił go w tryb tęczowej animacji. Szlachetne materiały zestawione z radosną feerią barw uświadomiły mi dlaczego producenci ograniczają możliwości kompozycyjne przyszłym nabywcom. Oczywiście wewnątrz E 305e nie zabrakło również dużej dawki elektronicznych gadżetów. Do dyspozycji użytkownika oddano 2 wirtualne pulpity – jeden zastępujący zegary oraz drugi na konsoli centralnej. Mercedes nie stosuje w swoich autach ekranów dotykowych. Obsługa interfejsu przebiega z poziomu joysticka z gładzikiem, ulokowanego w miejscu w którym spodziewałbym się spotkać dźwignię zmiany biegów. Rozwiązanie wymaga nieco przyzwyczajenia, ale po kilku dniach jazdy staje się wystarczająco intuicyjne.

Za kierownicą E 350e spędziłem zaledwie kilka dni, pokonując przy tym około 300 km. To zdecydowanie mniej niż przywykłem podczas testów samochodów. Przemieszczanie się luksusową limuzyną o gabarytach nieco mniejszych niż klasa S może dostarczać sporo satysfakcji. Jest to kompromis usprawniający jazdę w mieście, bez utraty świetnych właściwości jezdnych na długich trasach. Napęd hybrydowy powinien być w tym wypadku postrzegany jako interesująca nowinka, albo bardzo kosztowny element pakietu. Rozwiązanie racjonalizuje spalanie na krótkich dystansach oraz zapewnia moment obrotowy gwarantujący przyspieszenia zarezerwowane dla modeli sportowych. Podstawowa wersja hybrydowej limuzyny została wyceniona na 290 tysięcy złotych. Połączenie klasy auta oraz napędu konwencjonalnego sprawia, że kwota ta nie wydaje się być wygórowana.

 

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *